Kiedy w połowie grudnia leciałam do domu siedząc na lotnisku w Paryżu doszłam do wniosku, że równie dobrze mogę jakoś spożytkować swój wolny czas - a miałam go w nadmiarze bo aż 5 godzin pomiędzy moimi lotami. Postanowiłam więc podsumować nasz nadplanowy dzień na Maderze.
Wyjazd do Portugalii zaplanowaliśmy tak, żeby w Lizbonie spędzić trzy pełne dni. Za wszelką cenę chcieliśmy wybrać się na koncert Fado (typowej dla Portugalii muzyki, opisywanej po portugalsku jednym słowem - saudade, co w bardzo wolnym tłumaczeniu oznacza tyle co rzewny, tęskniący za czymś) i urządzić sobie jednodniową wycieczkę do Cabo de Roca - wysuniętym najbardziej na zachód punktem Europy.
Niestety, rezerwując bilety lotnicze nie przewidzieliśmy faktu, że Portugalia (jak również Hiszpania, Grecja i Malta) będzie 14 listopada pogrążona w strajku. Po kilku godzinach niepewności na lotnisku w Santa Cruz i masie niespójnych wiadomości udzielanych nam przez różnych pracowników informacji, okazało się, że Maderę opuścimy dopiero następnego dnia. Tym sposobem, wszystkie nasze plany wzięły w łeb, a przecież czekał na nas jeszcze hostel zarezerwowany na jedną noc w Lizbonie, podczas gdy na Maderze, nie mieliśmy już żadnego zakwaterowania ani żadnych więcej planów zwiedzania.
Jak się później okazało, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Na wyspę i z powrotem transportował nas EasyJet, więc nawet przez chwilę nie przemknęło mi przez myśl, że w jakiś sensowny sposób zrekompensują nam odwołany lot. Na całe szczęście, linia stanęły na wysokości zadania zapewniając nam noc w 4* hotelu i pełne wyżywienie, transport z i na lotnisko oraz lot następnego dnia rano.
Co prawda nie udało nam się wybrać do Cabo de Roca, ani usłyszeć fado na żywo, ale przynajmniej dostaliśmy jeden dzień odpoczynku i jak się później dowiedzieliśmy - nie musieliśmy płacić za czekający na nas w Lizbonie hostel.
When I was flying back home in the middle of December, I spent over 5 hours at the airport in Paris. That's why I figured I might as well do something proper with all the free time I have in between my flights and I wrote this post, summing up our extra, unexpected day, which we got in Madeira.
We planned our trip to Portugal so that we could spend three days in Lisbon. We wanted to see a live fado perfomance (the traditional Portuguese music often described with one word - saudade which, in loose translation, means yearning) and make a day trip to Cabo de Roca - the westernmost point of Europe.
Unfortunately, when booking the flight, we didn't predict that Portugal (along with Spain, Greece and Malta) will be on strike. After few hours of uncertainty at the airport in Santa Cruz, we checked in for the flight only to find out that it is cancelled. All of our plans went up in smoke and we still had a hostel in Lisbon, booked for that night. At the same time, we didn't have any accommodation in Madeira and no more sightseeing plans, whatsoever.
As we learnt later, everything turned out the right way. We flew to the island with EasyJet so, even for a fraction of a second, I didn't expect them to make up for the cancelled flight. Fortunately, they exceeded our expectations and provided us with a night at a 4* hotel, lunch, dinner and breakfast, a transport from and to the airport and a morning flight back to Lisbon on the next day.
We didn't manage to see Cabo de Roca or hear fado music, but at least we got rewarded with a night of free accommodation. And as we later found out - we didn't have to pay for the hostel that we had waiting for us in Lisbon.
Po przylocie do Lizbony nie udało nam się już zobaczyć zbyt wielu rzeczy. Gonił nas czas, bo czekał nas jeszcze autobus powrotny do Sewilli. Dlatego postanowiliśmy, że wybierzemy się do Oceanarium, które zbiera w każdym dostępnym przewodniku mnóstwo pochwał. Na całe szczęście nie zawiedliśmy się i okazało się, że warto było się tam wybrać.
Później pożegnaliśmy się już tylko z miastem a ja obiecałam sobie, że muszę tam jeszcze kiedyś wrócić...
After arriving in Lisbon, we didn't manage to do much of the sightseeing. We were in a hurry because there was still a bus back to Seville that we needed to catch. That's why we decided that we will limit ourselves to seeing just the Oceanarium, which has earned a lot of positive reviews in all of the guidebooks that we have read through. Luckily, the place was worth the money that we paid for it and we spent a nice afternoon learning about the ocean's wildlife.
Afterwards, we just said 'goodbye' to the city and I promised myself that I will have to come back once again...
może ze mną wrócisz?:D
ReplyDeleteMarta!!! Zdjęcia są niesamowite, a czyta się rewelacyjnie! Jak wydasz kiedyś książkę, to będę pierwsza stać w kolejce! :-)
ReplyDelete