Nasz dzień zaczął się na Gold Coast, z imponującym widokiem z balkonu.
Our day started off in Gold Coast and with an impressive view from the balcony.
Po czym stopniowo zaczęliśmy przemieszczać się coraz bardziej na południe, po drodze z ukrycia obserwując przygotowujących się
do akcji surferów i plażowiczów.
Then we slowly started heading south and from hiding watched the surfers and sunbathers preparing to action.
No dobrze, może narzekania wystarczy bo chyba zbytnio się rozpędziłam. Lepiej będzie wspomnieć o wszystkich pozytywach mijających miesięcy. A tych na szczęście nie brakowało!
Profesjonalnie najważniejszy jest chyba pierwszy poważny projekt związany z fotografią który nadchodzi już w przyszły weekend. Mam nadzieję, że im bardziej będzie się całość rozwijać, tym więcej będę mogła zdradzić, a z czasem może i podzielić się niektórymi zdjęciami. Sama jeszcze trochę nie dowierzam że będę miała okazję wziąć w nim udział i zaczynam się już powoli poważnie ekscytować - i stresować, bo to dla mnie dość nowe doświadczenie.
A z kolei jeśli chodzi o niedaleką przeszłość to dopiero co dobiegła końca moja i Eli'a przerwa świąteczna. Po drodze na mój Śląsk, gdzie wraz z obydwoma naszymi rodzinami udało nam się spędzić Święta, urządziliśmy sobie mały objazd i zahaczyliśmy o Weronę (która okazała się naszym faworytem), Wenecję i (a jakże by inaczej) Wiedeń, które były ostatnimi miejscami jakie odwiedziliśmy przed długą przerwą w podróżowaniu, jaka szykuje nam się na ten rok.
It's been two months since the last time I posted up on the blog. Oh blimey, I don't even know where it's all gone! I feel that London, nearly like a parasite, eats up tons of free time - mostly by commuting and trying to get from one place to another. Eats up tons of energy and enthusiasm - by trying to make a living in 99% of the cases doing what doesn't stand close to our real passions. Provides so much stress with its' overpriced costs of living - an aspect that I’m sure a large percentage of London's inhabitants isn't happy about and would agree with that related stress. And in my case, eats up a lot of time and energy that need to be put towards graduating - they were right when they said that the third year of uni will actually be difficult! If the weather was at least a tiny bit better than maybe it would be easier to focus on the good sides.
But okay, maybe that's enough of all the complaining because it seems like that's all I've been doing so far. I think it would be much better to mention all the positives of those past months. And there have been quite a few!
The most important professionally, is probably my first big photography project that's coming up this weekend. I hope that the more it progresses, the more I'll be able to share with you and with time, maybe even share some photos! I think I don't really believe myself that I'm going to be a part of it and I'm starting to get very excited - mostly because it will be a whole new experience for me.
When it comes to the recently passed weeks, Eli and I have just come back from our Christmas Break that we got to spend with our families in my home town in Poland. But before we got there, we took a little detour and visited Verona, Venice and (quite unsurprisingly) Vienna - our last trip before taking some time off of travelling this year.
Dotarliśmy aż do granicy stanowej pomiędzy Queensland i Nową Południową Walią, zwanej także Point Danger i obserwowaliśmy jak fale rozbijają się o skały które niegdyś zobaczył kapitan Cook i zdecydował że są na tyle niebezbieczne (stąd nazwa), że pożegluje dalej na południe.
W ten sposób dotarł do sławnej Botany Bay, czyli Sydney.
We made it to the state border between Queensland and New South Wales, also known as Point Danger, and watched the waves smashing against the rocks - the rocks that Capitan Cook saw back in the day. However, he decided that they are too dangerous and sailed further south.
That's how he made it to famous Botany Bay which gave a start to Sydney.
Aż w końcu dotarliśmy do, tak szczegółowo opisanej przeze mnie dziś, Byron Bay.
Until we eventually made it to, a very well described by me today, Byron Bay.
Tymczasem, wracając do tematu, czas podzielić się kolejnymi zdjęciami zrobionymi na południowej półkuli.
Na zakończenie naszej wycieczki na wybrzeże (o której dawno, ale pisałam tutaj :) ), ubzdurałam sobie że za wszelką cenę muszę zobaczyć osławione przez wszystkich Byron Bay. Miało być tak wspaniale, tak ekscytująco i niesamowicie. Miały być niezapomniane widoki na ocean i przepiękne plaże. Czasem nie warto zapominać jakimi bajkopisarzami potrafią być inni turyści (albo po prostu jak odmienne są gusta?). Okazało się, że Byron Bay stało się chyba moim największym rozczarowaniem całego wyjazdu do Australii. W drodze do sławnej zatoki, udało nam się zatrzymać w kilku miejscach, którym Byron Bay do pięt nawet nie dorastało. Pewnie po części, miałam szczęście zobaczyć te miejsca dzięki mojemu przewodnikowi. Ale wiem, że po części zwyczajność Zatoki Byrona, wynika z tego, że nie rożni się niczym od większości takich zatok rozsianych jak grzyby po deszczu na całym australijskim wybrzeżu. Przy czym ich przewaga polega na tym, że umieszczone są z dala od hord turystów.
Przypuszczam że cała moda na Byron Bay wywodzi się tylko i wyłącznie z tego, jaki typ 'podróżników' (choć w tym kontekście to jednak duże słowo) przyciąga okolica. Miasteczko i zatoka od zawsze słyną z zabawy, zrelaksowanego trybu życia jaki prowadzą ci, którzy to miejsce odwiedzają i niezliczonych hippisów których widać na każdym kroku i którzy (nie potrafiłam pozbyć się tego wrażenia) stali się jedną z głównych atrakcji Byron Bay. Tak więc przypuszczam, że wszystko zależy od prostego 'co kto lubi'.
I jak widać, różni turyści z różnych powodów ściągają do okolicy. Coraz tłoczniej tam od 'wannabies', szalonych szesnastek które odpicowane jak na ostrą imprezę, dumnie pozują do 'selfie' z plażą w tle. Ale nie brakuje też tych poszukujących spokoju i bliskości natury, o którą coraz trudniej. A, że definicja tego co dobre dla każdego brzmi inaczej, jeszcze przez długi czas nie zabraknie w Zatoce turystów, nawet jeśli tak jak ja, przyjechali obejrzeć miejsce znane im z opowiadań. Ja z kolei po popełnieniu szkolnego błędu, wyciągnęłam nauczkę na przyszłość - nie zawsze ufaj temu 'co ludzie powiedzą'.
Meanwhile, I think it's about time to come back to the original topic of the post and introduce you to some more photos that I took on our visit to the Gold Coast area.
I insisted to make Byron Bay the last stop of our trip south (that I was writing about quite a while ago, click here to refresh the memories ;) ). I'm pretty sure that at one point before heading to Australia, I lost count of all of my work colleagues and guidebooks saying that the Bay is a must-see! It was supposed to be such an amazing, exciting and unforgettable experience. There were supposed to be pristine views of the coast and the ocean. And it sure was unforgettable, but for the wrong reasons. Sometimes it's worth not to forget how much of storytellers can fellow travellers be (maybe it's also a matter of personal taste?). All in all, Byron Bay turned out to be, I think, my biggest disappointment of the entire trip to Australia. On our way to the Bay we got to stop by places that Byron Bay shouldn't even attempt to hold a candle to. I do realize that to an extent I got lucky and was able to see those sights thanks to my guide. But I also realize that the ordinariness of the area comes down to the fact that it doesn't stand out much from other, countless places like this that are spread all over the coast - the one condition is you need to know where to look. Better yet, in many cases those sights have an advantage of having no tourists around.
I'm assuming that the whole hype for Byron Bay has a lot to do with the types of 'travellers' (however I feel that in this context it's too big of a word) that it attracts. The town and the bay have long been a symbol of a party destination, relaxed lifestyle and countless hippies that you still (or even more today) get to see on many occasions and that I felt became a main attraction for the place. So maybe I should say, it all depends on a simple 'who likes what'.
Quite evidently different tourists arrive at Byron for different reasons. It becomes more and more crowded from the 'wannabies', crazy 16-year-olds who dolled up for a long night of partying hard proudly pose for a cute 'selfie' with the beach in the background. But contradictory to them, you can't miss out on those who are evidently looking for some piece of mind, quietness and closeness of the nature - that may be a bit difficult to get that these days. As the definition of what's good has a different meaning to everyone, I'm sure the Bay won't be missing out on tourists for quite a long time - even if like me, they'll only visit what friends told them about. I on the other hand, after making a silly mistake, decided to draw conclusions for the future and not always trust in 'what will people say'.
Takich widoków na żadnym wybrzeżu chyba nie brakuje.
These views are a must on nearly every coast.
Jedyną rzeczą która w Byron Bay nie rozczarowała był wzburzony ocean.
The only thing that didn't turn out to be disappointing in Byron Bay was the Ocean.
No dobrze, i niebo też. Autorstwa Eli'a.
Okay, and the sky. Taken by Eli.
Później, powoli skierowaliśmy się na z powrotem na północ, przejeżdżając przez malutkie wioski i malownicze doliny, mijając za oknem tak piękne widoki, na które nie mogłam się napatrzeć.
And then we slowly started heading up north, going through little villages and beautiful valleys. With the views so beatiful that were
impossible to get tired of.
Na koniec czekała nas jeszcze wycieczka po parku narodowym, lesie deszczowym mającym około 2000 lat. Jak się później okazało, wycieczka nie była chyba najtrafniejszym pomysłem.
A trip around a national park, a 2000 year old rainforest, was the last point of the day. As it later turned out, it wasn't neccesarily the best idea.
To właśnie tam spotkaliśmy węża, który wśród moich znajomych i rodziny owiany jest już legendą. I gdyby nie to że tą legendą się stał, to z przyczyn czysto estetycznych to zdjęcie nigdy by na blogu nie zawitało.
The park was were we saw 'the' snake, that among my friends and family already became a legend. And if not for the fact that it's a legend, I would never upload this photo to the blog - for very obvious, aesthetic reasons.
No comments:
Post a Comment
Dziękuję za wszystkie komentarze i wsparcie! ♥
Thank you for all the comments and support! ♥