Showing posts with label Personal. Show all posts
Showing posts with label Personal. Show all posts

Tuesday, 2 September 2014

My very own, personal place...


Mazury
Mazury
Powoli żegnając się z latem witam Was. Za mną dwa burzliwe, momentami trudne ale jeszcze częściej wypełnione pięknymi chwilami miesiące. Zniknęłam, zbierałam siły, walczyłam ze swoimi wewnętrznymi słabościami, przekraczałam granice, udowadniałam sobie że potrafię i próbowałam
(a raczej próbuję) układać kolejny etap swojego życia... Działo się dużo - to zdecydowanie. Żałuję, że nie mogłam być tutaj w tych, czasem przełomowych dla mnie, chwilach ale za to wracam teraz już na dobre. Z jeszcze większymi siłami! I jeszcze większym uśmiechem na twarzy którego nie dam sobie łatwo odebrać!
Nieodłączną dla mnie częścią mijających wakacji było niekończące się szukanie motywacji. Szukałam jej w, przede wszystkim, rozmowach z ludźmi. Wspaniałymi, inspirującymi, ciekawymi, przekraczającymi granice i tworzącymi nowe, cudowne rzeczy ludźmi. Tak też narodził się pomysł projektu który, wspólnie z dobrze Wam znaną Anią, ruszy w najbliższych tygodniach. Ruszy pod inną domeną i w innym miejscu w sieci ale zapewniam, że dowiecie się o nim niezwłocznie!


As I'm saying goodbye to the summer that slowly goes away, I'm saying 'Welcome back' to you. Two very eventful, at times difficult but more than anything packed with beautiful moments months have gone by. I've disappeared, gathered energy, fought with my weaknesses, crossed boundaries, proved to myself that I can do it and I tried (or am still trying) to sort the next chapter of my life out... There was a lot going on - that I do know for sure. I regret I couldn't have been here in these, sometimes groundbreaking for me, moments but now I'm coming back to this place for good. With even more strength! And an even wider smile on my face that I won't give up so easily!
An inseparable part of this years' holidays was an endless search for motivation. I was looking for it in, above anything else, conversations with people. Amazing, inspirational, interesting, boundaries-crossing and productive people. That's also how an idea for a new project was born. A project that will kick off within the next few weeks in collaboration with Ania, whom you should already know around here. It'll all start under the new domain and in a new place but you will most definitely be one of the first people to find out about it!


Mazury
Mazury
Mazury
Czuję, że jestem Ci winna pare słów wyjaśnień... Ale zanim przejdziesz do ich przeczytania dodam tylko, że dzisiejszy post okraszony jest zdjęciami zrobionymi w czasie mijających miesięcy. Wszystkie pochodzą z pięknych, malowniczych i pełnych cudownych wspomnień Mazur. Mam nadzieję, że to miejsca spodoba Ci się równie mocno jak i mnie.
A wracając do moich wyjaśnień... Zniknęłam na bardzo długo, już od dawna walczyłam z ogromnym brakiem inspiracji i nie czułam że jestem gotowa tworzyć i rozwijać to miejsce. Czasem, odczuwałam zbyt mocną ingerencję z zewnątrz którą przez długi czas uważałam za dobrą i potrzebną - tak próbowałam to sobie tłumaczyć. Jednak kiedy zaczęły mijać kolejne tygodnie, kiedy przekładałam kolejne kartki w kalendarzu a tutaj wciąż świeciło pustkami zaczęłam szukać przyczyny. Zastanawiać się co zmienić i jak to zrobić. Wiedziałam, że jeśli tylko spróbuję wymusić kolejny wpis Ty od razu to odczujesz. Dlatego postanowiłam czekać - wbrew wszystkim i wszystkiemu. Czekać, aż odpowiedni moment inspiracji przyjdzie a słowa znów same popłyną. I w końcu tak się stało. Dlatego wracam tu właśnie z początkiem września. Nowy rok szkolny jest dobrą umowną datą na próbę rozpoczęcia czegoś od nowa. Usiadłam wygodnie i zaczęłam pisać, z jednym założeniem - muszę postawić na szczerość. Muszę zaserwować wszystkim wpis wprowadzający. Ale muszę to zrobić nie tylko dla Ciebie. Robię to też dla siebie, bo bardzo lubię kiedy w moim życiu panuje kontrolowany porządek. Potrzebuję czarno na białym jeszcze raz zobaczyć, że czas ciszy i odpoczynku był potrzebny żeby móć spróbować od nowa. Mam nadzieję, że cierpliwie będziesz trzymać za mnie kciuki i równie cierpliwie będziesz wracać tu po więcej - jednym z moich postanowień jest pisywać tu regularnie, na wybrane uważnie tematy. Pisywać tu regularnie nie dlatego, że chcą tego inni ale dlatego że wbrew wszystkim i wszystkiemu stęskniłam się za tym zupełnie moim, osobistym miejscem...


I feel that I owe you an explanation... But before I get down to it, I'll just tell you that all the photos that I'm posting up today come from the passing months of silence. Most of the images were taken in the beautiful, picturesque and packed with amazing memories Mazury (North-East Poland). And I hope, that you will like this place just as much as I do.
Now, getting back to my explanation... I've disappeared for a very long time. For even longer I've been attempting to fight my inner lack of inspiration and I didn't feel ready to create and help make this place grow. Sometimes, I could feel too much of an outsiders' interference that, for quite a while, I've considered important and useful - that's how I've tried to explain this to myself. But when the next weeks have started to go by, I was flipping over next pages of the calendar and this place was just as empty the entire time, I figured I need to find the cause. I started to wonder what to change and how to do it. I knew, that if I start to force a new post you will sense it instantly. This is why I decided to wait - in spite of everything and everyone. To wait for the right moment of inspiration, when the words will start to just flow again. And it finally happened. That's why I'm coming back to this place with the beginning of September. I think a new school year is a really good 'symbolic' date for starting fresh. I sat down comfortably and started writing with just one assumption - I need to focus on sincerity. I need to prepare an introductory post. But I need to do it not just for you. I have to do this for myself, because I like it when a controlled order takes the lead in my life. I need to - once again, black ink on white paper - see that the time of silence and rest was much needed to be able to start fresh. I hope that you will patiently keep your fingers crossed for me and just as patiently will decide to keep coming back for more. One of my 'new year's resolutions' is writing here regularly, about carefully chosen topics. Writing here regularly not because others want it but because, in spite of everything and everyone, I've grown to miss my very own, personal place...


Mazury
Mazury
Mazury
Mazury
Mazury
Mazury

Saturday, 11 January 2014

Down South


Gold Coast
Nasz dzień zaczął się na Gold Coast, z imponującym widokiem z balkonu.
Our day started off in Gold Coast and with an impressive view from the balcony.

Gold Coast
Gold Coast
Po czym stopniowo zaczęliśmy przemieszczać się coraz bardziej na południe, po drodze z ukrycia obserwując przygotowujących się
do akcji surferów i plażowiczów.
Then we slowly started heading south and from hiding watched the surfers and sunbathers preparing to action.

Gold Coast

Od mojego ostatniego wpisu minęły już dwa miesiące. O zgrozo, nawet nie wiem kiedy minęły! Mam wrażenie że Londyn niczym pasożyt pochłania tony czasu - najczęściej chyba na przemieszczaniu się z jednego miejsca w mieście do drugiego. Pochłania tony energii i zapału - na zarabianiu na życie robiąc to, co w 99% przypadków nijak ma się do prawdziwej pasji. Zapewnia tyle stresów ze swoimi wygórowanymi cenami w każdej możliwej dziedzinie życia - aspekt z którego niezadowolone jest chyba, i głośno przyzna się do tego, pewnie jakieś 95% osób mieszkających w tym mieście. I w moim osobistym przypadku, pochłania tyle czasu i energii które trzeba włożyć w skończenie studiów - mieli rację kiedy straszyli, trzeci rok na prawdę jest trudny! Gdyby pogoda była choć trochę lepsza, przynajmniej łatwo byłoby skupić się na dobrych stronach.
No dobrze, może narzekania wystarczy bo chyba zbytnio się rozpędziłam. Lepiej będzie wspomnieć o wszystkich pozytywach mijających miesięcy. A tych na szczęście nie brakowało!
Profesjonalnie najważniejszy jest chyba pierwszy poważny projekt związany z fotografią który nadchodzi już w przyszły weekend. Mam nadzieję, że im bardziej będzie się całość rozwijać, tym więcej będę mogła zdradzić, a z czasem może i podzielić się niektórymi zdjęciami. Sama jeszcze trochę nie dowierzam że będę miała okazję wziąć w nim udział i zaczynam się już powoli poważnie ekscytować - i stresować, bo to dla mnie dość nowe doświadczenie.
A z kolei jeśli chodzi o niedaleką przeszłość to dopiero co dobiegła końca moja i Eli'a przerwa świąteczna. Po drodze na mój Śląsk, gdzie wraz z obydwoma naszymi rodzinami udało nam się spędzić Święta, urządziliśmy sobie mały objazd i zahaczyliśmy o Weronę (która okazała się naszym faworytem), Wenecję i (a jakże by inaczej) Wiedeń, które były ostatnimi miejscami jakie odwiedziliśmy przed długą przerwą w podróżowaniu, jaka szykuje nam się na ten rok.

• • •

It's been two months since the last time I posted up on the blog. Oh blimey, I don't even know where it's all gone! I feel that London, nearly like a parasite, eats up tons of free time - mostly by commuting and trying to get from one place to another. Eats up tons of energy and enthusiasm - by trying to make a living in 99% of the cases doing what doesn't stand close to our real passions. Provides so much stress with its' overpriced costs of living - an aspect that I’m sure a large percentage of London's inhabitants isn't happy about and would agree with that related stress. And in my case, eats up a lot of time and energy that need to be put towards graduating - they were right when they said that the third year of uni will actually be difficult! If the weather was at least a tiny bit better than maybe it would be easier to focus on the good sides.
But okay, maybe that's enough of all the complaining because it seems like that's all I've been doing so far. I think it would be much better to mention all the positives of those past months. And there have been quite a few!
The most important professionally, is probably my first big photography project that's coming up this weekend. I hope that the more it progresses, the more I'll be able to share with you and with time, maybe even share some photos! I think I don't really believe myself that I'm going to be a part of it and I'm starting to get very excited - mostly because it will be a whole new experience for me.
When it comes to the recently passed weeks, Eli and I have just come back from our Christmas Break that we got to spend with our families in my home town in Poland. But before we got there, we took a little detour and visited Verona, Venice and (quite unsurprisingly) Vienna - our last trip before taking some time off of travelling this year.


Gold Coast
Gold Coast
Dotarliśmy aż do granicy stanowej pomiędzy Queensland i Nową Południową Walią, zwanej także Point Danger i obserwowaliśmy jak fale rozbijają się o skały które niegdyś zobaczył kapitan Cook i zdecydował że są na tyle niebezbieczne (stąd nazwa), że pożegluje dalej na południe.
W ten sposób dotarł do sławnej Botany Bay, czyli Sydney.
We made it to the state border between Queensland and New South Wales, also known as Point Danger, and watched the waves smashing against the rocks - the rocks that Capitan Cook saw back in the day. However, he decided that they are too dangerous and sailed further south.
That's how he made it to famous Botany Bay which gave a start to Sydney.


Byron Bay
Aż w końcu dotarliśmy do, tak szczegółowo opisanej przeze mnie dziś, Byron Bay.
Until we eventually made it to, a very well described by me today, Byron Bay.

Byron Bay


Tymczasem, wracając do tematu, czas podzielić się kolejnymi zdjęciami zrobionymi na południowej półkuli.
Na zakończenie naszej wycieczki na wybrzeże (o której dawno, ale pisałam tutaj :) ), ubzdurałam sobie że za wszelką cenę muszę zobaczyć osławione przez wszystkich Byron Bay. Miało być tak wspaniale, tak ekscytująco i niesamowicie. Miały być niezapomniane widoki na ocean i przepiękne plaże. Czasem nie warto zapominać jakimi bajkopisarzami potrafią być inni turyści (albo po prostu jak odmienne są gusta?). Okazało się, że Byron Bay stało się chyba moim największym rozczarowaniem całego wyjazdu do Australii. W drodze do sławnej zatoki, udało nam się zatrzymać w kilku miejscach, którym Byron Bay do pięt nawet nie dorastało. Pewnie po części, miałam szczęście zobaczyć te miejsca dzięki mojemu przewodnikowi. Ale wiem, że po części zwyczajność Zatoki Byrona, wynika z tego, że nie rożni się niczym od większości takich zatok rozsianych jak grzyby po deszczu na całym australijskim wybrzeżu. Przy czym ich przewaga polega na tym, że umieszczone są z dala od hord turystów.
Przypuszczam że cała moda na Byron Bay wywodzi się tylko i wyłącznie z tego, jaki typ 'podróżników' (choć w tym kontekście to jednak duże słowo) przyciąga okolica. Miasteczko i zatoka od zawsze słyną z zabawy, zrelaksowanego trybu życia jaki prowadzą ci, którzy to miejsce odwiedzają i niezliczonych hippisów których widać na każdym kroku i którzy (nie potrafiłam pozbyć się tego wrażenia) stali się jedną z głównych atrakcji Byron Bay. Tak więc przypuszczam, że wszystko zależy od prostego 'co kto lubi'.
I jak widać, różni turyści z różnych powodów ściągają do okolicy. Coraz tłoczniej tam od 'wannabies', szalonych szesnastek które odpicowane jak na ostrą imprezę, dumnie pozują do 'selfie' z plażą w tle. Ale nie brakuje też tych poszukujących spokoju i bliskości natury, o którą coraz trudniej. A, że definicja tego co dobre dla każdego brzmi inaczej, jeszcze przez długi czas nie zabraknie w Zatoce turystów, nawet jeśli tak jak ja, przyjechali obejrzeć miejsce znane im z opowiadań. Ja z kolei po popełnieniu szkolnego błędu, wyciągnęłam nauczkę na przyszłość - nie zawsze ufaj temu 'co ludzie powiedzą'.

• • •

Meanwhile, I think it's about time to come back to the original topic of the post and introduce you to some more photos that I took on our visit to the Gold Coast area.
I insisted to make Byron Bay the last stop of our trip south (that I was writing about quite a while ago, click here to refresh the memories ;) ). I'm pretty sure that at one point before heading to Australia, I lost count of all of my work colleagues and guidebooks saying that the Bay is a must-see! It was supposed to be such an amazing, exciting and unforgettable experience. There were supposed to be pristine views of the coast and the ocean. And it sure was unforgettable, but for the wrong reasons. Sometimes it's worth not to forget how much of storytellers can fellow travellers be (maybe it's also a matter of personal taste?). All in all, Byron Bay turned out to be, I think, my biggest disappointment of the entire trip to Australia. On our way to the Bay we got to stop by places that Byron Bay shouldn't even attempt to hold a candle to. I do realize that to an extent I got lucky and was able to see those sights thanks to my guide. But I also realize that the ordinariness of the area comes down to the fact that it doesn't stand out much from other, countless places like this that are spread all over the coast - the one condition is you need to know where to look. Better yet, in many cases those sights have an advantage of having no tourists around.
I'm assuming that the whole hype for Byron Bay has a lot to do with the types of 'travellers' (however I feel that in this context it's too big of a word) that it attracts. The town and the bay have long been a symbol of a party destination, relaxed lifestyle and countless hippies that you still (or even more today) get to see on many occasions and that I felt became a main attraction for the place. So maybe I should say, it all depends on a simple 'who likes what'.
Quite evidently different tourists arrive at Byron for different reasons. It becomes more and more crowded from the 'wannabies', crazy 16-year-olds who dolled up for a long night of partying hard proudly pose for a cute 'selfie' with the beach in the background. But contradictory to them, you can't miss out on those who are evidently looking for some piece of mind, quietness and closeness of the nature - that may be a bit difficult to get that these days. As the definition of what's good has a different meaning to everyone, I'm sure the Bay won't be missing out on tourists for quite a long time - even if like me, they'll only visit what friends told them about. I on the other hand, after making a silly mistake, decided to draw conclusions for the future and not always trust in 'what will people say'.

Byron Bay
Takich widoków na żadnym wybrzeżu chyba nie brakuje.
These views are a must on nearly every coast.

Byron Bay
Byron Bay
Jedyną rzeczą która w Byron Bay nie rozczarowała był wzburzony ocean.
The only thing that didn't turn out to be disappointing in Byron Bay was the Ocean.

Byron Bay
No dobrze, i niebo też. Autorstwa Eli'a.
Okay, and the sky. Taken by Eli.

Untitled
Później, powoli skierowaliśmy się na z powrotem na północ, przejeżdżając przez malutkie wioski i malownicze doliny, mijając za oknem tak piękne widoki, na które nie mogłam się napatrzeć.
And then we slowly started heading up north, going through little villages and beautiful valleys. With the views so beatiful that were
impossible to get tired of.


Untitled
Untitled
Untitled
Untitled
Untitled
Untitled
Untitled
Untitled
Na koniec czekała nas jeszcze wycieczka po parku narodowym, lesie deszczowym mającym około 2000 lat. Jak się później okazało, wycieczka nie była chyba najtrafniejszym pomysłem.
A trip around a national park, a 2000 year old rainforest, was the last point of the day. As it later turned out, it wasn't neccesarily the best idea.

Untitled
To właśnie tam spotkaliśmy węża, który wśród moich znajomych i rodziny owiany jest już legendą. I gdyby nie to że tą legendą się stał, to z przyczyn czysto estetycznych to zdjęcie nigdy by na blogu nie zawitało.
The park was were we saw 'the' snake, that among my friends and family already became a legend. And if not for the fact that it's a legend, I would never upload this photo to the blog - for very obvious, aesthetic reasons.

Monday, 6 May 2013

If I Had a Power of Teleportation


Cadiz
Cadiz
CadizCadiz
Cadiz
Cadiz

Na samym początku ostrzeżenie, jeśli nie lubicie czułości, tęsknoty i nadmiernej słodyczy, to właśnie ten czas żeby przestać czytać. Jeśli jednak jesteście ciekawi co przyniosą kolejne linijki - zapraszam...
Dzisiejszy post jest wynikiem nostalgii i tęsknoty. Chyba najbardziej tego drugiego. Od ostatniego spotkania z Eli'em minęły już ponad 4 miesiące, tak więc jesteśmy już prawie na półmetku oczekiwania do tego nadchodzącego, już (dla mnie już, dla niektórych dopiero...) w listopadzie. Wiem, że spędzimy ze sobą wspaniałe półtora miesiąca wypełnione podróżami, uśmiechami, niezapomnianymi chwilami i niekończącymi się uściskami (których chyba brakuje mi najbardziej). Poznam nareszcie jego najbliższych i wraz z moją rodziną spędzimy kilka dni w dużym, wesołym gronie.
Jednak wiem, że zanim nadejdzie ta chwila, upłynie jeszcze trochę czasu z którym musimy sobie poradzić w samotności. Na całe szczęście jednak, otoczeni grupą bliskich nam ludzi, wspaniałych ludzi, którzy niejednokrotnie wyciągają do nas pomocną dłoń kiedy wszystko wydaje się walić i tracić sens. Którzy czasem stają na głowie żeby pomóc nam zapomnieć o stałej tęsknocie i niekończącym się uczuciu braku tej 'drugiej połówki'. I jestem im wszystkim za to niezmiennie i dozgonnie wdzięczna, bo wiem, że gdyby nie oni to niewiele rzeczy miałoby sens. A są przecież dni kiedy tęsknota potrafi być przytłaczająca - tak jak wtedy kiedy pierwszy raz pożegnaliśmy się z Eli'em, a ja poczułam jakby odcięto mi rękę i jakbym musiała teraz nauczyć się ponownie żyć bez niej.
Na całe szczęście, tak jak jedna z bliskich mojemu sercu osób mądrze mi kiedyś powiedziała, wiem że to tylko przejściowe uczucie, że Eli jest cały i zdrowy, a czeka nas jeszcze wiele cudownych chwil, które spędzimy razem. Dlatego kiedy przychodzą te trudne momenty, a ja obsesyjnie siedzę przed wyszukiwarką lotów, usilnie i naiwnie próbując znaleźć okazyjną, tanią jak chleb ofertę lotu na trasie 'Londyn-Sydney' bądź 'Londyn-Brisbane' nie pozostaje nic innego jak uzbroić się w cierpliwość, podnieść głowę do góry i uparcie dążyć naprzód pamiętając o tym, że już niedługo wszystko będzie dobrze...
A na koniec kilka niepublikowanych wcześniej zdjęć z krótkiego wyjazdu do Kadyksu, jeszcze w październiku zeszłego roku... Miłego oglądania!

• • •

For starters a warning, if you aren't a big fan of too many endearments or excessive cuteness this is the time to stop reading. But if you are curious what will the next lines bring - feel free to stay...
Today's post is a result of nostalgia and longing. I think more of the second one, actually. It's been over 4 months since I last saw Eli, we are basically, nearly halfway through the waiting time for our next meeting in November. For me already in November, for some, still ages away because... in November... I know that we will spend together an amazing month and a half, filled with travelling, smiles, unforgettable moments and countless cuddles (which I think I miss the most). I will get to meet Eli's nearest and dearest and together with my family we will spend few days in a big, jolly group.
But I know that before that time comes, there will still be quite some time that we need to deal with solo. Luckily, both surrounded by a group of close to our hearts, amazing people who on many occasions give us a helping hand, when everything seems to start falling apart and lose its' meaning. People, who sometimes do their damnedest to help us forget about the longing and constant feeling of yearning to 'the second half'. And I am extremely and utterly thankful to all of them, because I know that if not for them, not many things would still make sense. And oh, mind you! There are days when the longing can be overwhelming - like that time when Eli and I first said goodbye and I felt like somebody just cut off my hand and now, I'll need to learn how to live without it again.
Luckily, just like one of the people who is very close to my heart once said to me, I know that this feeling passes, that Eli is safe and sound and there are many, unforgettable moments that we will get to spend together. That's why, when the difficult moments do come and I'm obsessively sitting in front of the countless search engines, hopelessly looking for dog-cheap 'London-Sydney' or 'London-Brisbane' flights, all that's left to do is just to be patient, keep a chin up and stubbornly push forward keeping in mind that everything will be just fine, sooner than we might expect...
Now, a couple of earlier unpublished photos from our trip to Cadiz, back in October 2012... Enjoy!

P.S. Do you remember that sunset?
 ♥

Cadiz
Cadiz
Cadiz
CadizCadiz
Cadiz
Cadiz
Cadiz


Cadiz
Cadiz
Cadiz
Cadiz
Najpiękniejszy zachód słońca jaki kiedykolwiek widziałam...
It was most definitely the most breathtaking sunset I have ever seen...

Cadiz